Zimą nakładamy na siebie warstwy ubrań, żeby nie zmarznąć. Przebywamy w ogrzewanych pomieszczeniach, rzadziej robimy treningi wysiłkowe. Nasz mechanizm termoregulacji ulega osłabieniu, organizm się rozleniwia. A gdyby tak wyjąć z dna szafy strój kąpielowy i wejść do rzeki? Morsowanie to darmowa krioterapia, spa dla ciała i ducha, endorfinowa kąpiel. Im bardziej myślisz, że to nie dla Ciebie, tym mocniej Cię zachęcam – tylko spróbuj!

 

Zacznijmy od tego, dlaczego w ogóle ludzie morsują? Czy to jakieś wariactwo, sadomasochistyczna potrzeba sprawienia sobie bólu i odchylenie od normy?:) Dla wielu właśnie tak to wygląda. Od kiedy zaczęłam zanurzać się w lodowatej wodzie, to przestałam traktować te kąpiele jakoś szczególnie egzotycznie. Bo uwierzcie, że to tylko wygląda ekstremalnie. Nie dla mnie ryzykowne sporty, narażanie życia w mrożących krew w żyłach wyczynach. A jednak zanurzam się z ogromną przyjemnością. To dowód, że każdy z Was może doświadczyć tego uczucia błogości i wybuchu euforii. Usłyszałam takie zdanie, że morsowanie to krioterapia dla ubogich, bo dostępne jest naprawdę „od ręki”i bez szczególnych przygotowań.

Ten pierwszy raz jako mors

U mnie zaczęło się od tego, że kilka lat temu zimą poczułam, że muszę coś dla siebie zrobić. Nie wystarczał już mi ciepły kocyk i herbata, by się pocieszyć brakiem słońca. Szukałam czegoś, co mnie obudzi do życia z zimowego snu. Poszłam za ciosem: kupiłam specjalne skarpety do morsowania i…po prostu weszłam do wody! Bez wcześniejszych przygotowań pod prysznicem, bez czytania książek o tym straszliwym rytuale;) W Supraślu jest grupa chłopaków, którzy we własnym kameralnym gronie wchodzą do wody nawet kilka razy w tygodniu. Znam każdego z nich, więc wiedziałam, że mogę im zaufać. Weszłam do wody, trzymając za rękę sąsiada Adama. Oprócz nas było jeszcze tylko dwóch kolegów. Teraz mogę to już robić sama, ale pierwszy raz jest dość stresujący, więc ważne jest entuzjastyczne towarzystwo. Mi pasują małe grupy kilkuosobowe, ale w każdym mieście znajdziecie drużyny morsów, do których możecie regularnie i darmowo dołączać:)

Doświadczenia pierwszego zanurzenia budują w głowie obraz morsowania na długo. Moje było takie: przekroczyłam swoje granice, wytrzymałam z weteranami aż 8 minut i było wspaniale! W wodzie się uspokoiłam, głęboko oddychałam i dużo śmiałam, bo z takim towarzystwem nie da się inaczej. Starałam się nie przegapić ani sekundy i przeżywać wszystko świadomie całą sobą. Powiem Wam, że teraz nawet 10 minut w wodzie leci jak z płatka. Z perspektywy brzegu czas się dłuży, mąż marznie i pyta, czy aby mi nie zimno. A w wodzie…ciało jest zdrętwiałe, ale kontakt z naturą i ze sobą tak silny, że to bliskie stanu zen.

Zainwestuj w skarpety do morsowania

Najstraszniejsze wydaje się zanurzenie, samo wejście do lodowatej wody. I tu dobra wiadomość: w skarpetach do morsowania nawet nie zauważyłam, kiedy weszłam. To jest wręcz przyjemniejsze niż latem, kiedy różnica temperatury powietrza i wody jest duża. Zimą – pestka. Hamulec jest tylko w głowie. Zachęcam do skarpet, bo mam porównanie z nimi i bez nich. Pierwszy raz, by wypróbować morsowanie, czy to aby dla mnie i nie kupować skarpet bez sensu, weszłam z bosymi stopami. Momentalnie drętwieją i to nie jest przyjemne. Ze skarpetami łatwiej wejść, stać w wodzie i z niej wyjść. Poza tym to bezpieczne, bo chronimy stopy przez zranieniem jakimś ostrym kamieniem na dnie.

Co z przygotowaniem do morsowania?

Tak jak i nie przygotowywałam się do morsowania specjalnie, tak nie robiłam etapów w wytrzymywaniu w wodzie minutę, dwie, potem coraz dłużej. Chciałam być twardzielką i nie wymiękać przy chłopakach. Nie bierzcie ze mnie przykładu, bo być może miałam szczęście, że się nie przeziębiłam. Każdy czuje swoje granice, moje widać są rozszerzone. Lubię zimę i nie przerażają mnie mrozy. I tu w głowach ciepłolubów pojawia się myśl: „No właśnie, ja nie cierpię zimy, mrozu i najlepiej mi pod ciepłym kocykiem.” Zwłaszcza takie osoby powinny spróbować morsowania! Dzięki uaktywnieniu mechanizmu termoregulacji, organizm lepiej będzie znosił niskie temperatury, a zima stanie się przyjemniejsza. Zauważycie, że zaczynają Wam przeszkadzać przegrzane pomieszczenia i zbyt grube swetry. Oczywiście nie po jednym razie, a przy regularnych zanurzeniach, np. raz w tygodniu.

Świąteczna tradycja – morsowanie z przyjaciółmi

Cieszę się, że tak łatwo wróciłam do morsowania po ciąży. Poprzednia zima mi odpadła, dlatego teraz z przyjemnością świętowałam Boże Narodzenie w wodzie. Tak mi było dobrze, że na drugi dzień Świąt weszłam do niej już bez ekipy, sama. Czy samej jest gorzej? Nie, jest inaczej. Spokojniej, świadomiej. To trochę jak medytacja, inny stan ducha. Lubię morsować z wesołymi ludźmi, ale doceniłam też i solówkę:)

Przewodnik instant po morsowaniu

Jak to wygląda u mnie w praktyce krok po kroku? Ktoś na grupie Zimna woda na Facebooku rzuca hasło dzień wcześniej, że jutro wchodzi do wody np. o 18.00. Chętni potwierdzają, że też przybędą. Przed samym morsowaniem nie piję żadnej herbaty, kawy, ani już na pewno alkoholu. Na miejscu lubię się rozgrzać choć z 10 minut- ważne, by się nie spocić. Biegam, podskakuję, pajacuję:) Potem szybko się rozbieram, zostając tylko w stroju kąpielowym, czapce, rękawiczkach i skarpetach neoprenowych. Natychmiast wchodzę do wody zdecydowanym krokiem. Oddycham bardzo spokojnie. Odmierzam czas, zostając w zanurzeniu 8-10 minut. Ręce trzymam złożone za głową, by nie zamaczać łokci (nie czuje się jeszcze gotowa na całkowite zanurzenie wraz  z głową). Nie macham rękoma, stoję w skupieniu nieruchomo, ciesząc się chwilą:) Wychodzę, wycieram ręcznikiem, stojąc na macie zdejmuję skarpety, narzucam szlafrok i szybkim ruchem zdejmuję strój kąpielowy. Mąż czeka w rozgrzanym samochodzie, więc tylko zakładam buty i ruszam do domu w samym szlafroku:) W drodze powrotnej piję wodę z imbirem, miodem i cytryną. W domu biorę ciepły prysznic (choć czytam, że najlepiej dać organizmowi rozgrzać się samodzielnie), zakładam gruby sweter i wełniane skarpety. Nastrój mam zawsze po morsowaniu doskonały, tryskając radością cały dzień lub nawet przez kilka następnych.

Co daje morsowanie? Korzyści jest mnóstwo:

– Zwiększamy odporność organizmu: rzadziej się przeziębiamy, szybciej też zwalczamy infekcje. Organizm dostaje wyzwanie, na które odpowiada uruchamiając całe swoje moce.

– Hartujemy ciało i zwiększamy wydolność organizmu: serce wykonuje wysiłek podobny jak podczas treningu. Po morsowaniu jesteśmy dotlenieni, zregenerowani.

– Morsowanie to kąpiel w endorfinach: automatycznie poprawia nam się nastrój i łatwiej znosimy brak słońca. Koniec z jesienno-zimową depresją!

– Regeneracja po urazach: rozszerzenie naczyń krwionośnych powoduje szybszy transport składników odżywczych w tkankach i zmniejszenie stanów zapalnych.

– Poprawiamy krążenie, pozbywamy się toksyn, skóra staje się napięta i odżywiona.

– Spalamy białą tkankę tłuszczową, zamieniając ją na brunatną, która zamiast magazynować tłuszcz, zamienia go w ciepło.

– Hartujemy nie tylko ciało, ale i ducha: przekraczamy własne granice, czujemy że możemy więcej, mamy pozytywne nastawienie do życia!

 

Dla pewności,czy morsowanie jest dla nas, warto skonsultować to z lekarzem. Przeciwwskazaniem są choroby układu sercowo-naczyniowego, bolerioza, choroby przewlekłe. W gorączce także nie wchodzimy do wody.