Nawet nie wiem, czy to miejsce ma jakąś oficjalną nazwę. W dzieciństwie nazywaliśmy je Krowią plażą. Podobno dlatego, że niegdyś pasły się tu krowy…Ja tego nie pamiętam i żadnej krasuli nigdy nie widziałam. W świadomości jednak ten zaciszny zakątek na zawsze pozostanie dla mnie Krowią plażą.
Lubiłam tu się kąpać, bo zawsze było bardzo dziko, niemal bezludnie i tak trochę wiejsko. Obecnie już chyba nie ma tu chętnych na kąpiele. Miejsce, gdzie rozkładaliśmy nasze ręczniki, zarosło trawą. Tak samo jako krąg na ognisko.
Sentyment jednak pozostał i często odwiedzam moją Krowią. Jednak teraz po to, by fotografować zachody słońca, łapać złote światło na roślinności oraz piknikować. Drugi brzeg tej wąskiej „plaży” to idealne miejsce, by się skryć przed całym światem i w otoczeniu natury, niespiesznie rozmawiać, leżeć na kocyku, podziwiać baśniowy krajobraz.
Zabierzcie tu znajomych na piknik – nie znam lepszego miejsca.
Jak dojechać?
Mijamy klasztor, kierując się na Podsupraśl w kierunku miejscowości Krynki. Zjeżdżamy drogą w dół w stronę świeżo wyremontowanego mostu, który jest na skraju Supraśla. Tuż za mostem skręcamy ścieżką w lewo. Teraz jedziemy sobie wzdłuż rzeki, aż do jej zakrętu. To zaledwie kilkaset metrów od mostu. Rozkładamy nasz piknik od razu za zakrętem, przy samym brzegu rzeki. Rozkoszujemy się świeżym powietrzem i zieloną przestrzenią. Czasami spotkamy tu wędkarza, zdarzą się też przepływający kajakarze. A tak to cisza i spokój…
Zostawcie rzekę Supraśl za sobą po lewej stronie, przekraczając most. Tuż za mostem, skręćcie od razu w lewo, w pierwszą ścieżkę, którą napotkacie. Stamtąd cały czas prosto, aż do zakrętu rzeki.
Jesteście na miejscu! Cudownie jest tu zupełnie rano, wspaniale w południe (można się opalać w spokoju) i magicznie przy zachodzie słońca.
Po drugiej stronie czasami można spotkać wędkarzy. Zresztą tak jak wszędzie w Supraślu, na niemal każdym odcinku rzeki.
2 Komentarzy
halina
bardzo dziękuję za cudowne zdjęcia, aż serce się raduje patrząc na nie, to balsam na moje skołatane nerwy 😉
Ewelina Lewkowicz-Żmojda
Super, o taki efekt chodziło:)