„W bezpośrednim sąsiedztwie ulicy stała sobie w najlepsze stara studnia. Mech zarastał już gęsto jej drewniany dach, a stalowa korba była pokryta grubą warstwą rdzy. Znajdowała się jednak ona w ciągłym użyciu.
Bezpośrednio za nią wzniesiono płot oddzielający prywatną posesję, więc studnia przynależała do publicznego pasa drogi. Chodnik został ułożony w ten sposób, aby można było ją bezkolizyjnie obejść. Lokalizacja w jakiej się znajdowała sugerowała, że budowniczy chciał, aby mogli z niej korzystać wszyscy mieszkający w okolicy ludzie, a także przypadkowi przechodnie. I tak właśnie się działo.
Pamiętam, że zdarzało nam się, będąc w drodze, zatrzymywać na chwile, aby zaczerpnąć z niej zimnej, orzeźwiającej wody. Na przekrzywionej starością ławeczce, tuż obok studni ktoś zostawił przezornie żeliwny kubek. Zawsze wydawało mi się, że to miejsce doskonale odzwierciedla kresowego ducha miasteczka.
Naturalnej serdeczności dla bliźniego, nawet zupełnie obcego, bez oczekiwania na poklask czy nagrodę. Było to miejsce wyjątkowe, ale niestety zniknęło z mapy Supraśla, prawdopodobnie we wczesnych latach ’90-siątych. Tak naprawdę było ich kilka…co najmniej dwie na Nowym Świecie, po jednej na Lewitówce i Osiedlu Robotniczym. Niestety nie pamiętam już ich dokładnej lokalizacji.”
Tekst: Adam Banach, Kładka na Uciekaju
Przeczytaj także kolejną część wspomnień: Kładka na Uciekaju. Potem. Teraz
0 Komentarzy