„Pomimo, że moim celem nie było tworzenie sagi rodzinnej, to ta opowieść nie byłaby kompletna bez przypomnienia osób, dzięki którym każdy pobyt w Supraślu nabierał barw.
Bez bliskich to miejsce nie miałoby aż tyle uroku, o czym zresztą przekonałem się podczas mojej, ostatniej tam wizyty. Im właśnie zawdzięczam radość z poznawania miasteczka tak smakowicie odmiennego od tego co było mi znane z życia w dużym mieście. To oni, w tamtym miejscu i czasie, przyczynili się do tego kim teraz jestem.
Rodzice. W Supraślu spędzaliśmy razem czas w najlepszym z możliwych sposobów. Wspólnie, błogo
i beztrosko. Nic dziwnego, że wskazówki zegara wydawały się wtedy przyspieszać i zanim człowiek się zorientował, już trzeba było wracać do naszej, szarej, wielkomiejskiej rzeczywistości.
Siostra. Z Ewą do dziś dzielimy sentyment do Supraśla. Tylko ona z całej, naszej rodziny, po latach eksperymentów zbliżyła się w sztuce pieczenia ciasta drożdżowego do maestrii osiągniętej przez Babcię.
Wujek Jacek z jego wielkimi, silnymi ramionami zawsze gotowymi do uścisku i uśmiechem rozjaśniającym pochmurny dzien. Odbierał mnie z pociągu na stacji kolejowej w Białymstoku i dbał abym bezpiecznie dostał się na autobus do Supraśla. Kochał pływać w zimnym, wartkim nurcie rzeki – co bardzo mi wtedy imponowało. Zawsze gotów pomagać starzejącym się rodzicom. Ciocia Asia, ciepła, serdeczna i zawsze bardzo naturalna. Ich dzieci: Justyna i Tomek.
Wujek Marek, szczupły, wysoki i wysportowany. Zapalony kolarz i kajakarz. Obecny w Supraślu
w prawie każdy weekend, zabierał mnie czasem na wypad do Białegostoku, gdzie nocowałem w jego mieszkaniu na ostatnim piętrze wieżowca, obserwując z nosem w szybie jak zasypia całe miasto. Ciocia Grażyna i jej niezapomniany śmiech. Zawsze dbała abym czuł się u nich jak u siebie. Ich piękna córka Magda, z która spędzałem prawie każde wakacje, a to kłócąc się, a to znowu godząc.
Rodzina Szypluków ze strony Babci. Dzięki nim wspomnienia z Brzozówki należą do tych najbardziej ulubionych. Zimnochowie z Białegostoku, którzy byli częstymi gośćmi u dziadków.
Krewni dziadka w Lewickich (wieś pod Białymstokiem), których pamiętam już słabo.
Byliśmy wszyscy ludźmi z krwi i kości. Z własnymi przywarami i wadami. Dziś jednak chcę pamiętać to co było dobre. Może dlatego, że czas zrobił swoje i niektórych z tych osób już dłużej z nami nie ma.
Im właśnie poświęcam to wspomnienie o Supraślu.
Dziękuję też mojej żonie Monice za okazaną mi w procesie spisywania tych wspomnień, cierpliwość.
Bez niej by się nie udało.”
Fot. Zdjęcie rodzinne z połowy lat siedemdziesiątych. Od lewej: dziadek, babcia, ciocia Asia, wujek Jacek, mama, Ewa i ja.
Fot. główna: Babcia z mamą w domu przy Nowym Świecie 22 już po śmierci dziadka, rok 1999.
Tekst: Adam Banach, Kładka na Uciekaju
Przeczytaj także kolejną część wspomnień: Kładka na Uciekaju. Niepospolitość
0 Komentarzy