„Czy to byli ludzie? Ich naturalna serdeczność? Czy uroda miejsca? Może niska gęstość zabudowy? Czytelna siatka ulic? Brak przemysłu? Wyjątkowość tego miejsca na Kresach Rzeczypospolitej była dla mnie zawsze oczywista. Dlatego z tak wielką przyjemnością zawsze tu wracałem.

 

Najbardziej malownicza ulica 3 Maja, której wylot zamyka kościelna wieża. Poniemiecki bunkier na tej samej ulicy, którym przekształcono w uroczy kwietnik. Domy tkaczy stojące w równych odstępach. Zawsze rozświetlona promieniami Słońca ulica Dolna z ośrodkiem zdrowia i apteką. Pachnąca żywicą Aleja Niepodległości. Pusty i zacieniony cmentarz ewangelicki z grobowcami przypominającymi średniowieczne zamki. Pozostałości mniszych pustelni na skarpie rzeki za Patelnią, rozrzucone wśród bajecznie poskręcanych pni drzew. Wielkie szczupaki na Zajmie. Śpiew ptaków na łąkach przyozdobionych kobiercami polnych kwiatów. Czyste powietrze i woda. Sarny przebiegające leśne ścieżki. Stukanie dzięcioła. Trzeszczenie starego, drewnianego mostu pełnego dziur, przez które oglądało się płynącą wartko rzekę. Zapach drewna od stolarni i bociany na wieży ciśnień. Malwy w ogródkach. Bydło i konie na zamglonych pastwiskach o zachodzie Słońca.

To były rzeczy widoczne gołym okiem, ale było coś jeszcze – coś czego doświadczyć można tylko zostając tu na dłużej. Klimatu zgody i wewnętrznej równowagi, która bywa tak boleśnie zachwiana w życiu wielkomiejskim. Supraśl funkcjonował od wieków jako społeczność wielokulturowa. Tu w harmonii żyli obok siebie katolicy, prawosławni, ewangelicy, żydzi i muzułmanie. Każda z tych kultur wnosiła coś specjalnego i odnosi się wrażenie, że tą wyjątkowością wciąż się tu oddycha.

Kto nie miał styczności z prawosławiem może odwiedzić cerkiew, nasycić nozdrza zapachem kadzideł, zasłuchać się w śpiewie chóru. Zajrzeć do Muzeum Ikon. Wypada odbyć podróż szlakiem meczetów i skosztować tatarskich przysmaków w restauracji w Supraślu (zlokalizowanej w budynku opisywanej przeze mnie, dawnej poczty). Oczywiście nie można ominąć restauracji serwujących tradycyjne, miejscowe potrawy. Należy też koniecznie zatrzymać się przy jednej z licznych kapliczek i zastygnąć na chwilę w zadumie. Pokłonić się tablicy upamiętniającej mieszkających tu kiedyś Żydów. Obejrzeć secesyjny pałac Buchholtzów. Zapalić znicz na cmentarzu powstańców listopadowych w Kopnej Górze, przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Supraślu czy pomniku ofiar zbrodni hitlerowskich w Grabówce. Pomoże nam to w pełni zrozumieć znaczenie sentencji „Gloria Victis”. Ich ofiara nie poszła przecież na marne. Pamiętajmy o tym każdego dnia, nie tylko 11 listopada.

Wiekowa puszcza oraz przepiękna, nieskażona natura otaczająca mieszkających blisko siebie ludzi sprawia, że są oni inni. Mniej narzekają, uśmiech częściej gości na ich twarzach i tak zwyczajnie, potrafią przegadać godziny o wszystkim lub niczym. Zaparzyć gościom herbaty. Również tym, dopiero co poznanym. Poczęstować ich i zaprosić na pogawędkę na ganek lub do ogrodu. Tutaj mniej jest agresji, więcej akceptacji, bo od stuleci ludzie różnych religii żyli ze sobą w zgodzie. Takich lekcji nie zapomina się szybko…

Oczywiście można podnieść argument, że w swoich wspomnieniach upiększam i idealizuję Supraśl, za którym zdarza mi się tęsknic. Miasteczko, które pamiętam już przecież nie istnieje. Był Supraśl częścią mojego dzieciństwa, jednak bez doświadczania trosk typowych dla życia osoby dorosłej. Należy w tym miejscu pamiętać, że dzieci posiadają dar dostrzegania rzeczy i zjawisk często przez dorosłych ignorowanych.

Warto odwiedzić Supraśl, bo być może będzie Państwu dane dostrzec jak bardzo magicznym jest miejscem. Wtedy będziecie chcieli tu wracać.

Życzę wszystkim przyjemnych wrażeń, odkrywania miejsc nowych lub patrzenia na te już dobrze znane z zupełnie innej, nieco bardziej mistycznej perspektywy…”

Tekst: Adam Banach, Kładka na Uciekaju

 

Przeczytaj także kolejną część wspomnień: Kładka na Uciekaju. Pamiątki