Zapytałam dwóch kolegów z Gdańska, którzy zwiedzali Podlasie i zatrzymali się u mnie na chwilę w gościnie, o ich wrażenia. Wierzę, że opowiadali prosto z serca. Czuć zachwyt w każdym słowie, to się udziela nawet mi – supraślance:) 

 

Łukasz:

„Dla mnie Podlasie to drewniane domy, pamiętające kawałek historii, zachwycające swoją prostotą i skromnością, zadbane siedliska z przystrzyżoną trawą i pięknymi ogrodami. Kwiaty, zioła, rośliny, posadzone jakby w nieładzie, tworzące wspaniałe kompozycje. Podlasie to kolor żółty. Podlasie to dziewicza natura. Podlasie to zachwycające smaki, bardzo pasujące mojemu podniebieniu: babka ziemniaczana, chłodnik, śmietana, mieszana kuchni polskiej, żydowskiej białoruskiej, tatarskiej. Zaskakuje jednocześnie wyrafinowanym łączeniem tradycji i nowoczesności. Podlasie to zaskoczenie – jak bardzo i szybko się rozwija.

A Supraśl to miasto cudowne. Na tyle małe, że można je ogarnąć, dzięki czemu człowiek wie, co się w nim dzieje, bardziej się z nim utożsamia i korzysta z większości wydarzeń, co w wielkich miastach jest niemożliwe. Supraśl to wakacje, jedzenie i uśmiech. Supraśl to gościna i kuchnia Basi. Energia i zachwyt Eweliny, która widzi świat wyjątkowo dokładnie.”

 

Piotr:

„Zapytany o wrażenia z wypadu na Podlasie, powiem krótko: chcę tu wrócić! Jako mieszkaniec dużej aglomeracji miejskiej, mogę śmiało powiedzieć, że nie spotkałem dotąd tak życzliwych, ciepłych oraz gościnnych ludzi. Zapytano mnie także o miejsca, które odwiedziłem i jakie są moje odczucia w stosunku do nich.

Zacznę od Supraśla. Miasteczko, w którym nie zobaczymy przepychu. Małe domki z urzekającymi ogródkami, pełnymi sielskich roślin, takich jak malwy, łubin ogrodowy czy topinambur. Przechadzając się uliczkami Supraśla, odczuć można niesamowite przywiązanie mieszkańców do tego miejsca. Ten lokalny patriotyzm można zauważyć choćby w kultywowaniu tradycji, regionalnej kuchni czy też w dbałości o domy i ich obejścia.

Kolejnym miejscem, o którym warto i należy wspomnieć, jest Tykocin. Tu należy przystanąć na chwilę i wsłuchać się w głuchą ciszę po tych, którzy byli, a których już nie ma…Mam na myśli wojnę, która swoją bezsensownością wywarła ogromne piętno na mieszkańcach tego miasta.

Po wizycie w Kruszynianach, po spróbowaniu tatarskiego jadła i zwiedzeniu zabytkowego meczetu, z pełną satysfakcją i pełnym brzuchem, udać się można do Białegostoku. To niespełna trzystutysięczne miasto, do którego mieszkańcy okolic mogą zajrzeć i posmakować trochę szybszego życia, wyskoczyć na piwo ze znajomymi czy imprezę. To w końcu prężnie rozwijający się ośrodek miejski, który wydaje się być przyjazny dla jego mieszkańców oraz gości.”