Zawsze, kiedy mijam jeden z nich, uśmiecham się i jednocześnie czuję pewną nostalgię. Małe, drewniane domki w podlaskim stylu. Kiedyś to one nadawały charakter naszemu miasteczku. Wszyscy tak budowali. Dziś to perełki, relikty przeszłości. Szkoda, bo te nowoczesne, wielkie domy z betonu nie mają za grosz dawnej spójności, gościnności (te ganki i małe płotki!), ciepła. Można się spierać, że to kwestia gustu, tylko dlaczego to właśnie drewniana zabudowa jest najchętniej fotografowana i podziwiana przez odwiedzających Supraśl? Turyści przyjeżdżają tu nie tylko dla rzeki i zabytków, ale może przede wszystkim sielankowej atmosfery. A ta w dużej mierze zależy od charakteru zabudowy.

Nie łudzę się, że nagle mieszkańcy obudzą się z nowoczesnego snu i zaczną budować w drewnie. Cieszę się na każdy taki akt odwagi, bo przecież współcześni sądzą, że drewno jest niepraktyczne, łatwopalne, drogie i trzeba o nie ciągle dbać. Owszem, trzeba. Za to jaki jest urok takich budynków. Skandynawia pięknie pokazuje, że drewniane budownictwo to nie pieśń przeszłości i zaściankowość, a zupełnie naturalny wybór świadomych takiej technologii ludzi. Ludzi, którzy kultywują tradycję, nie podążają na oślep za trendami i wiedzą, co dla nich najlepsze. W Polsce, nie tylko w Supraślu, mamy za to katalog różnych mód. To się odbija na wyglądzie i braku spójności ulic naszych wsi, miast i miasteczek.

Drewniane domy nadały charakter Supraślowi, nie tylko klasztor i pałac. Niektóre z tych chat doczekały się nawet miana zabytków. Lubię obok nich przechodzić, bo mam wrażenie, jakby czas jednak nie gnał tak bardzo do przodu, a pamięć o przeszłości nadal była obecna. Wiele jest tu domów, które z różnych powodów stoją puste. Być może ich właściciele się wyprowadzili do większej posesji w większym mieście. Być może poumierali, a sprawa spadku ciągnie się latami. Szkoda patrzeć, jak drewniane domy niszczeją, blakną, zarastają chwastami. Ich płoty są wykrzywione, a jedynymi lokatorami od lat bywają koty, czasem bezdomni.

Gościnne i otwarte dla innych

Dawniej ulice Supraśla tętniły życiem mieszkańców. Niskie ogrodzenia zachęcały, by pogadać przez płot, pożyczyć sobie jaja do ciasta, poplotkować. Dzieci bawiły się na ulicy, grały w piłkę i klasy. Ludzie siedzieli na ławkach, na gankach, czasami nawet przygrywali i tańczyli. Na ulicy! Życie toczyło się na zewnątrz. Tak było na Nowym Świecie, z tego co mi opowiadał Adam, którego wspomnienia znajdziecie tutaj. Tak musiało być na większości ulic. Dziś ludzie wydają się zamykać jedni przed drugimi. Zdawkowe dzień dobry do sąsiada i tyle z kurtuazyjnego kontaktu. Wolimy zamykać się w wielkich murowańcach z wysokim ogrodzeniem. Najlepiej z tabliczką „Zły pies”, by nikt niepowołany sobie nie wszedł ot tak. Nici ze spontanicznej wizyty sąsiadki. Kto dziś nie zestresuje się na niezapowiedzianych gości, którzy rozsypią mu zaplanowany co do minuty plan dnia? Bo jak to tak, mamy przyjąć wizytę bez uprzedniego przygotowania specjalnego menu, a wcześniej długiego ustalania terminu? To takie nienowoczesne.

Piszę o tym w kontekście drewnianych domów, bo one zawsze kojarzą mi się z gościną i otwartością. Zaglądam przez resztki płotu, a tam zapraszający ganek, na którym kiedyś często przesiadywali mieszkańcy. Patrzę w szybę okna, a tam stara firanka, a za nią stół z ceratą. Jak łatwo było z niej wytrzeć okruszki ciasta i ślad po herbacie, które zostawiły niezapowiedziane odwiedziny. Nie trzeba było wyrafinowanego menu, planowania i wpisywania w kalendarz. Ludzie się odwiedzali, a drzwi pozostawały zawsze otwarte, nawet nocą. Dziś nas strzegą i odgradzają od siebie wysokie bramy, zły pies, monitoring, rolety zasłaniające całe okna. Prywatność pilnie chroniona. W nowoczesnych domach czasami trudno nawet dostrzec, gdzie są drzwi wejściowe.

Jestem pewna, że w drewnianych domach się lepiej spało, a ludzie mieli piękniejsze sny. Odszedł świat, jaki pamięta drewniana zabudowa starego Supraśla. W którą stronę zmierza nowy Supraśl? Zazdroszczę państwom, w których nad spójnością i tożsamością miast czuwa prawo. Nie można budować w sposób, jaki odbiega znacząco od stylu danego miejsca. U nas wolna Amerykanka robi swoje, a prawo wydaje się regulować jedynie kąt nachylenia dachu.

Wraz ze wzrostem cen działek w Supraślu, maleje jego baśniowy urok. Niestety. Widzę czasami śliczne działki wystawione na sprzedaż razem ze starym domem, jaki na nich stoi. Kupiec płaci za ten dom, nie tylko za ziemię. Zaraz potem go burzy albo tak zmienia, że nie pozostaje ślad po dawnym charakterze. Szkoda, że życie podlaskiej architektury chyli się ku końcowi. Znajdą się jeszcze zapaleńcy, którzy remontują stare chaty (szacunek!) albo stawiają takie od początku (szacunek!). Drewniana elewacja w podlaskim stylu była unikatem, który można było zamówić w supraskim tartaku. Taki dom to perełka. Do tego mały ogródek, niski płot i wesoły piesek. Można mieszkać jak w baśni, jednak do tego potrzeba wyobraźni.

Spieszmy się oglądać drewniane domy, tak szybko odchodzą w zapomnienie…