Czy zdrowie naprawdę musi nas dziś słono kosztować? Sklepy z ekologiczną żywnością nadal są wybierane przez najbardziej świadomych i jednak zamożniejszych klientów. Czy jesteśmy skazani na masowe dyskonty z ich produktami, co do których pochodzenia nie mamy pojęcia? Nasze dzieci niedługo będą myślały, że mleko pochodzi ze sklepu, tak samo jak marchewka i ziemniaki. Jak wielka jest moja radość z odkrycia gospodarstwa ekologicznego po sąsiedzku z Supraślem! Zapraszam Was na krótką wycieczkę po zdrowie.

 

O Katarzynie Cimoch usłyszałam pierwszy raz już rok temu. Koleżanka w biurze zostawiła jej wizytówkę w recepcji, by wszyscy mogli z niej skorzystać. Zachwalała, że warzywa z gospodarstwa Pani Kasi w Studziankach są tak pyszne, że jej kilkuletnie dzieci wcinają ogórki ze skórką. Parę miesięcy później kolega też tam trafił i opowiadał z zachwytem, że od tamtej pory jeździ regularnie po świeżą dostawę. „Pomidory zniknęły w jeden wieczór, dlatego teraz weźmiemy kilka kilogramów” – opowiadał. Wreszcie w którąś sobotę obudziłam męża postanowieniem: dziś jedziemy do Pani Kasi do Studzianek! Chciałam w końcu zobaczyć to gospodarstwo na własne oczy. Do tej pory żyłam w przekonaniu, że zdrowe warzywa muszą kosztować fortunę i niestety, ale zaopatrywałam się w nie w sieciówkach. Ciąża zmusiła mnie jednak do refleksji i za namową kolegi, pojechaliśmy z mężem do gospodarstwa Katarzyny Cimoch.

Na zakupy przez las

Trasa z Supraśla do Studzianek to czysta przyjemność, bo droga jest naprawdę malownicza i biegnie w połowie przez las. Google Maps spłatał nam figla i nie pokazywał ulicy 3 Maja. Na szczęście koniec języka za przewodnika i dzięki instrukcji miłej pani spod sklepu, trafiliśmy na miejsce po kilku minutach. Na wjeździe powitały nas szklarnie. A dalej rzędy selerów, cukinii, malin i innych dobroci. Zaraz wybiegła roześmiana kobieta, która machała do nas jak do najlepszych przyjaciół. „Tak się cieszę, że do mnie trafiliście! Zapraszam serdecznie”. To właśnie Pani Kasia. Tryskała promienną energią. Nie mogłam oderwać od niej oczu, a jej pozytywny nastrój udzielił mi się na cały dzień.

Pokazała nam swoje warzywa, oprowadziła po gospodarstwie. „Zakupy u mnie robią nawet sklepy ekologiczne. Bo wszystko co tu rośnie, jest takie pyszne i zdrowe.” – zachwalała. Zachęceni przystąpiliśmy do zakupów. Na próbę i ostrożnie, obawiając się wysokich cen, braliśmy po kilogramie tego i tamtego. Były też duże jaja, które Pani Kasia dostaje w niewielkiej liczbie od zaprzyjaźnionej gospodyni, więc je oczywiście także nabyliśmy. Wyszło kilka toreb zakupów, a wśród nich piękna dynia w prezencie od Pani Kasi! Nasze lniane siatki zapełniły się cebulą („tak dobra, że można ją wcinać na surowo”), pietruszką z gęstą natką, porem na zupę, marchwią, ziemniakami („takiej odmiany już nikt nie sadzi”), cukinią z delikatną skórką, obłędnie pachnącymi pomidorami malinowymi, czosnkiem, burakami na sok dla podbicia żelaza, selerem i ogórkami. „Na maliny trzeba poczekać jeszcze z dwa tygodnie” – informowała urocza Katarzyna.

Zdrowe warzywa nie muszą słono kosztować!

Teraz czas na rozliczenie…Chwila ciszy i się okazało, że zapłaciliśmy nie więcej niż w Biedronce! Doskonale znamy ceny wszystkich warzyw, bo nie jemy mięsa i warzywa królują na naszym stole. Z niedowierzaniem spojrzeliśmy na podliczenie. Ok, marchewka była sporo droższa, bo jest wymagająca. Za to jaka pyszna! Z kolei ta bio w Biedronce kosztuje raptem 1 zł mniej…

Pani Katarzyna obawia się, czy sprzeda swoje pyszne cebule do zimy. „Zawsze ich tyle sadzimy, a potem jest strach, czy pójdą.” Jeśli każdy zakochałby się w tych warzywach i uroczej gospodyni tak jak my, to nie ma powodów do zmartwienia. Bo oprócz walorów zdrowotnych, warto dodać jeszcze niesamowity klimat takich zakupów prosto od rolnika. Widzi się jego spracowane dłonie i pot na czole. Tu nie ma nic do ukrycia. Te warzywa mają twarz Pani Kasi i jej rodziny. Smak jest nie do pomylenia. Jak za dawnych, dobrych lat. Do tego zawsze coś można zyskać na wadze;) „Wolę dorzucić więcej i zaokrąglić na Waszą korzyść, niż odjąć” – jak mówiła, tak zrobiła Pani Kasia.

Warto wspierać naszych, lokalnych, znajomych. Po sąsiedzku. Takie zakupy można połączyć z przyjemną wycieczką, bo Studzianki z ich pagórkami są naprawdę urocze.

„A wiosną musicie spróbować moich nowalijek! Rzodkiewki to niebo w gębie.” – skoro tak mówi Pani Kasia, to tak jest i na pewno wiosną będziemy tam jeszcze częściej.

Od czasu pierwszej wizyty jeździmy tam regularnie i za każdym razem nie możemy się nachwalić klimatu zakupów, życzliwości Pani Kasi i smaku jej warzyw.

 

Przekazuję Wam namiary do gospodarstwa. Tylko nie wykupcie mi wszystkich cebulek!;)

Katarzyna Cimoch

tel. 692 171 608

ul. 3 Maja 30, Studzianki