„Puszcza Knyszyńska zawsze była niesłychanie zróżnicowana. Ze względu na urozmaiconą rzeźbę terenu oraz występujące licznie strefy mikroklimatyczne spotyka się tu do dziś praktycznie wszystkie typy siedlisk leśnych. Dominującymi gatunkami drzew są świerk i sosna, ale rosną tu też brzozy, buki, dęby i modrzewie…aby wymienić tylko kilka rodzajów.

 

Z ogromnym sentymentem wspominam wycieczki do lasu. Za każdym zakrętem ścieżki, za każdym wzniesieniem terenu natrafialiśmy na coś niepoznanego. Wielokrotnie czułem się jak prawdziwy odkrywca, zastanawiając się czy ktoś przede mną postawił już stopę w danym miejscu. Promienie światła słonecznego przebijające się przez korony drzew 40 metrów nad naszymi głowami czyniły pobyt tutaj przyjemnym, nawet podczas upalnych, letnich dni. Zimą natomiast osłaniały wędrowców od wiatru.

Jak wiele radości może dostarczyć odnalezienie szemrzącego wśród poszycia strumyka, przekonał się tylko ten kto go wśród leśnej głuszy odszukał. Dźwięk płynącej wartko, czystej wody, która omiata korzenie rosnących w jej sąsiedztwie pni, działa niesłychanie relaksująco. Wystarczy tylko położyć się w miękkim mchu, spojrzeć w niebo i posłuchać o czym też szepce strumień, aby po chwili…słodko już drzemać. W lasach dookoła miasteczka można natrafić na kilka strumyków. Zachęcam do ich poszukiwania. Szczególnie interesująco wspominam te, leżące na południe od dzisiejszej Łukaszówki.

U wylotu alei Piłsudskiego do puszczy, na rogu z ulicą Krasny Las, znajdowało się kiedyś lodowisko miejskie. Dziś widoczna jest tam tylko polana – pozostałość po uroczej ślizgawce. Na centralnym, oświetlonym placu obudowanym podłużnymi chatkami z bali, w których można było odpocząć
i ogrzać się, trenowano jazdę na łyżwach…często nawet po zmierzchu. Odrobinę dalej na wschód wzdłuż ulicy Krasny Las znajdowały się Glinki – nazwa synonim dobrej zabawy na śniegu. Wśród drzew, również oświetlone, przygotowano narciarskie trasy biegowe oraz stromą górkę, idealnie nadającą się dla saneczkarzy.

Mijając wspomnianą wcześniej polanę i kierując się dalej duktami leśnymi na południe, po około 30-40 minutach marszu natrafi się na strugi, które zasilają potok znajdujący się w rezerwacie Las Cieliczański. O ile mi wiadomo, natura nie stworzyła jeszcze niczego (no może poza szumem morskich fal) co potrafiłoby ukoić zszargane nerwy lepiej niż szemrzący puszczański ruczaj.

Gorąco zachęcam też do odwiedzin lasu w czasie deszczu. Wystarczy kucnąć pod starym świerkiem, który nawet w najgorszą ulewę zapewni nam doskonałe schronienie i wsłuchać się w odgłos kropel grających wśród igliwia. Nie będziecie Państwo rozczarowani!

Wstępując na drogę leśną u zbiegu ulic Świerkowej i Profesora Sławińskiego, już po kilku minutach natrafia się na pstrągarnię. Otoczona wysoką siatką i starymi drzewami wygląda trochę jak forteca. Gdyby ktoś miał ochotę zostać na tej drodze kontynuując marsz na wschód, po przejściu około półtora kilometra znajdzie się na rozległej łące porośniętej wysoką trawą. Jej środkiem płynie rzeka Supraśl.

Na południe od tego miejsca znajdują się zabudowania Cieliczanki. Kiedyś, w tej okolicy stosunkowo łatwo można było natknąć się na kruki. Ptaki bardzo inteligentne, ale unikające z zasady kontaktu z człowiekiem. To pierwszy ptak wymieniony w Biblii, od zawsze otoczony legendami, a w wielu kulturach uznawany za pośrednika między światem żywych i umarłych. Jeśli chcielibyście go wypatrzeć lub usłyszeć, musicie zachować grobową ciszę…

W czasie naszych wędrówek mieliśmy czas na skosztowanie poziomek i jagód. Jedzone bezpośrednio
z krzaczka lub zbierane w słoiki i niesione do domu, zawsze smakowały wybornie. Kiedy lato dobiegało już końca, na spacer zabierało się tradycyjnie torebkę i scyzoryk, a każda okazja była dobra, aby zwykły wypad przerodził się w grzybobranie.

Napotkanych po drodze grzybiarzy wypadało zawsze pozdrowić i wymienić się wskazówkami dotyczącymi sprawdzonych już terenów. Jeśli się ich znało, to te podpowiedzi były bardzo precyzyjne. Jeśli nie, to nabierały one cech bezpiecznej ogólności. Wszak kto chciałby zdradzać obcym swoje tajemnice?

Nigdy nie śpieszyliśmy się tak bardzo, aby nie mieć czasu posłuchać stukania dzięcioła. Obserwować mozolną pracę mrówek. Uśmiechnąć się na widok ścigających się wiewiórek.

Dziś wiele z tych miejsc wygląda już zupełnie inaczej. Tam, gdzie jeszcze 30 lat temu były wyręby, dziś rośnie gęsty bór sosnowy. Z trudem przyszłoby mi nawigować z pamięci. Zbyt wiele się zmieniło. Żwirówkę na Cieliczankę wyasfaltowano, doklejając do niej ścieżkę rowerową. Na granicy lasu pojawiły się nowe domy i ulice. Jedno tylko nie uległo zmianie.

Puszcza żyje, oddycha, przemawia i słucha. Trzeba jej tylko na to pozwolić.”

Fot. Żwirowa droga na Cieliczankę. Stan z roku 2004. Po deszczu zamieniała się w krainę tysiąca jezior.
Tekst: Adam Banach, Kładka na Uciekaju

 

Przeczytaj także kolejną część wspomnień: Kładka na Uciekaju. Polana