Niektórych twarzy się nie zapomina. Beata Marciniak spędziła w Supraślu trzy letnie miesiące, intensywnie pracując w biurze organizacyjnym najpowolniejszego festiwalu w Polsce – Podlasie SlowFest. Zdążyłam jej wtedy zrobić kilka zdjęć. Z końcem festiwalu wyjechała, obiecując napisać kilka zdań od siebie. Fotografie musiały trochę poczekać na słowa. Za to jest w nich moc: wspomnień, sentymentu, tęsknoty.
Zwróciłam na nią uwagę już w pierwszych dniach festiwalu w Supraślu. Ubrana jakby w wiatr, szeleszczący pomiędzy luźnymi warstwami miękkich tkanin. Promienna, pełna entuzjazmu. W tej otwartości do ludzi, wyczuwałam jednak tajemnicę i własny świat, skrywany gdzieś głęboko. Niektórych twarzy się po prostu nie zapomina…
„Odkąd pamiętam zawsze chciałam podróżować, poznawać ludzi, nowe miejsca. Marzyłam, aby zostać Indianą Jones w spódnicy. Brzmi filmowo?
Staram się pielęgnować w sobie dziecięcą ciekawość przez podróże, fotografię, film. A wszystko zaczęło się od wędrowania po Karkonoszach, najbliżej mojego rodzinnego domu. Później oczarowały mnie Bieszczady i Podlasie – i tak już zostało.
Na wieść o nowym festiwalu Podlasie SlowFest, bez wahania spakowałam walizki, aby przeprowadzić się do Warszawy, a następnie spędzić dwa i pół miesiąca w Supraślu.
Bliskie mi idee ruchu slow, wkomponowane w bogaty, interdyscyplinarny program festiwalu, były przedsmakiem przygody w zwolnionym tempie, na szlaku wielu kultur, w otoczeniu pięknej przyrody i przyjaznych ludzi. Pośród lawiny wakacyjnych wydarzeń, w jednym miejscu zaczęło się coś niezwykle wyjątkowego. Przekraczając granice Podlasia znalazłam się w zupełnie innej czasoprzestrzeni. Przestrzeni, która nawołuje do zatrzymania się, wyciszenia, szacunku, dystansu, pokory.
Z pewnością wrócę jeszcze na moje ukochane Podlasie! Ogromnie miło Was wszystkich wspominam – to była przecudna przygoda!”
0 Komentarzy