„Po deszczu człowiek grzęźnie w błocie po kostki, aby się tam dostać. W pogodny dzień idąc w jej stronę trzeba oganiać się od komarów. W to miejsce prowadzi wąska ścieżynka, która zaczyna się tuż za ostatnim domem u krańca Nowego Światu. Wydeptana wśród gęsto rosnących krzewów i zielska jest naturalnym przedłużeniem ulicy w stronę grobli znajdującej się na łąkach pomiędzy dwoma odnogami rzeki Supraśl.
Dookoła podmokły, bagienny las. Cień jest tu tak głęboki, że panuje tu prawie wieczny półmrok. Kiedy wyłania się nagle spomiędzy ściany zieleni, oświetlona promieniami słońca, zaskakuje oko swoją siermiężnością. Krzywa, wydaje się ledwo utrzymywać nad ciemnym lustrem wody. Aby się na nią wdrapać trzeba pokonać kilka szczebli drabiny. Prowizoryczna barierka spoczywa na drewnianych kołkach przybita kilkoma gwoździami. Za każdym razem, kiedy wchodzę na kładkę i wykonuję krok, cała się trzęsie. Przeraża mnie wartki nurt, śliskie brzegi i gęsta roślinność w kanale. Umieram ze strachu czując jak cała wibruje mi pod stopami. Poręcz pod najmniejszym nawet naciskiem zaczyna się odchylać jakby miała za chwilę odpaść. Już zbliżając się do tej, prowizorycznej przeprawy czuję, jak wali mi serce. Kiedy tylko mam wybór, omijam to miejsce
z daleka. Ma ono jednocześnie magiczną zupełnie siłę przyciągania. Pomimo swojej prymitywności kładka jest niezwykle malownicza, jakby naturalnie dopasowana do otaczającego ją krajobrazu. Strach tylko na nią wchodzić. Tuż obok znajduje się duże zakole, gdzie wędkarze łowią ryby,
a z podmytego, wysokiego brzegu rzeki wystają ogromne, czarne, dębowe pnie. Po pewnym czasie zostaną one wydobyte przez uczniów Liceum Plastycznego i będą im służyły jako surowiec do rzeźb. Dziś odwiedzam to samo miejsce za pomocą internetowej mapy, gdzie ktoś zamieścił zdjęcie szerokiego, drewnianego mostu zbudowanego na stalowej podporze – dokładnie tam, gdzie stała kiedyś kładka.”
Tekst: Adam Banach, Kładka na Uciekaju
Przeczytaj także kolejną część wspomnień: Kładka na Uciekaju. Rozmównica
0 Komentarzy