Czasami lubię włóczyć się bez celu, nie narzucając sobie tematu zdjęć, jakie chcę zrobić. Daje mi to oddech, relaksuje, ale także wyostrza zmysły.
Niby przechadzam się tak jak inni, uśmiecham do słońca, ale jednak inaczej niż oni… śledzę,tropię, obserwuję, szukam. Nie chcę stracić czegoś, co się potem nie powtórzy. I nie są to wielkie akcje, raczej mikroakcje.
Koń nie zwraca na mnie zupełnie uwagi, a ja mu nie chcę przeszkadzać w posiłku.
Zakonnica marszem przejdzie obok domu nr 11 przy ulicy 3 Maja. Zaraz po niej idzie w drugim kierunku kolejna siostra zakonna. Takim samym szybkim krokiem.
Brzydki to zwyczaj zaglądania przez płot do ogródków, ale nie mogę się powstrzymać. Tam zawsze jest ciekawie.
Na huśtawce pewien chłopak buja się i czyta książkę. Nie wiedziałam, że tak się da. W jego stronę biegnie dziecko, które w porę się zatrzyma i skręci w kierunku zjeżdżalni. Potem huśtawki będą niczyje, by za chwilę powitać roześmiane dzieci z psem na rękach.
Troskliwy tatuś coś tłumaczy synkowi, schodząc niżej, do poziomu jego twarzy.
Widzę ojca grającego w kosza ze swoim dzieckiem. Zero ryzyka, kask na główce.
0 Komentarzy