Zapraszam Was na spotkanie z nieokiełznaną naturą. Nikt nie mówi, że będzie lekko. Pięknie tak, ale nie zawsze komfortowo. Moim zdaniem warto zaryzykować i oddalić się na chwilę od utartych ścieżek.

 

We wpisie Krowia plaża na piknik zdradziłam Wam jedną z moich ulubionych miejscówek na relaks nad wodą. Znam ją od dziecka. Teraz już tam chyba nikt nie plażuje, bo rzeka niemal cała ukryła się w trawach. Pejzaż jednak nadal zachwyca.

Kolejna miejscówka nad rzeką to „Patelnia”. Wiem, dziwne są te nazwy. Ale przez to łatwiej je zapamiętać. Jeżeli ktoś mi zechce wyjaśnić, skąd się wzięło określenie „Patelnia”, będę wdzięczna. Przychodziliśmy tu grupkami w szkolnych czasach. Lubiliśmy tę „kałużę” z wody, kameralną i ukrytą przed niewtajemniczonymi turystami.

Dziś nie zachęcam, by tu plażować. Jest już naprawdę dziko. Trawy sięgają miejscami kolan albo wyżej. Warto się wybrać jednak w to miejsce, ot tak, by popatrzeć na nieoswojoną przyrodę, zebrać myśli, zrobić zdjęcie.

Ulicą Kodeksu Supraskiego dochodzicie do skrętu w prawo, który jest tuż za stawem (okolice ośrodka Pięć Dębów i powstającego sanatorium). Idziecie wzdłuż ogrodzenia z domami, by za chwilę wejść niżej w prawdziwy busz. Przedzierajcie się aż do rzeki. Widać stąd panoramę, która odsłania w dali drogę na Studzianki. Rozejrzyjcie się wokoło. Tak, relikt po bramce do kosza to ślad dawnego życia, pulsującego młodością w tym miejscu. W oddali majaczą wieże klasztoru.

Wszystko jest tu warte uwagi…łącznie z Wami. Stajecie się bowiem łupem komarów, które przez te trawy i zarośla, latają tu chmarami. To najsłabszy punkt Patelni. Także nie zapomnijcie spryskać się dobrym środkiem na odstraszenie tych krwiopijców;)

 

Taki widok zostawiacie za plecami, skręcając w prawo w kierunku Patelni.

Odważcie się wejść w ten busz.

I już. Jesteście na miejscu!

Rzeka „zatopiona” w zieleni traw.

Kiedyś palono tu ogniska, grano w kosza, plażowano.

Powrót z Patelni, widok po lewej stronie.